Proponuję następujący eksperyment. Wyobraź sobie, że w ramach urlopu przyjechałeś z rodziną do dużego miasta na północy/południu Polski (wedle Twojego wyboru i wyobraźni). Jest druga połowa maja 2020 roku. Ograniczenia związane z epidemią są już znacznie poluzowane, więc spędzasz przedpołudnie na zwiedzaniu. Lody, gofry, kawa, pamiątkowe zdjęcia. Na deptakach sporo ludzi, gwar, przyjemna wiosenna pogoda. Drepcząc od atrakcji do atrakcji trafiasz pod budynek Sądu Okręgowego. Monumentalna budowla w centrum miasta. Traf chciał, że do zamkniętych drzwi kołacze akurat kobieta. Około 30 lat, ładnie ubrana, sympatyczna buzia. Od otoczenia odróżnia ją jedynie trzymane w ręku pismo z sądowym nagłówkiem. Po chwili drzwi nieznacznie się uchylają. Nie otwierają, a jedynie uchylają. W ciemnej szczelinie ukazuje się twarz pracownika ochrony, który mówi, że sąd jest zamknięty. Kobieta zaczyna tłumaczyć, że dostała wezwanie, że ma w ciągu tygodnia podpisać pismo, że przyszła właśnie w tym celu. Szczelina nadal pozostaje szczeliną, komunikat także pozostaje niezmieniony. Widzisz, że kobieta nie wie, co zrobić. Ostatecznie odchodzi z niczym. I tu zaczyna się eksperyment. Co robisz? A) idziesz dalej i nie myślisz o Niej więcej; B) podchodzisz do Niej, by się przedstawić, dopytać o pismo i poinformować o istniejących możliwościach prawnych; C) pozwalasz Jej odejść, ale już wiesz, że Ta Kobieta przy pierwszej możliwej okazji zagłosuje obiema rękami na polityka, który obieca zrównać sądownictwo z ziemią. Z łatwością przyjmie prawdziwość tezy, że prawnicy za nic mają dobro obywateli. O Jej dobro się przecież nie zatroszczyli. Tak podyktują Jej emocje. A to emocje decydują dziś o tym, co ludzie uznają za prawdę.
Mnie zabrakło odwagi, refleksu, wyobraźni, by podejść i zmienić bieg wypadków. Paradoks tej sytuacji polegał jednak na tym, że w tym samym czasie, kiedy Kobieta potraktowana została jak niechciany natręt, w budynku siedziało zapewne kilkudziesięciu Sędziów Sądu Okręgowego przekonanych o wzorowo wykonywanej pracy, szczytności celów, którym służą i wdzięczności społeczeństwa, na jaką zasługują. Często wierzymy, iż nasza praca ograniczać się może do trafnego argumentowania w uzasadnieniu wyroku czy apelacji. Tymczasem tylko niewielki procent obywateli trafi przed oblicze sędziego, promil odda się lekturze jego pisemnych wywodów, ułamek promila zrozumie, co miał na myśli. Podobnie niewielu ludzi wyrobi sobie zdanie na temat adwokatów i radców prawnych na podstawie pogłębionej refleksji o ich pracy. Większość w oparciu o pozory, obiegowe opinie o niedostępności, drożyźnie, zarozumiałości, czy po sposobie, w jaki zostali potraktowani przez sekretariat kancelarii. Warto więc dostrzegać szerszy obraz.
Wróćmy do scenki sprzed budynku sądowego. Sytuacja zaobserwowana przeze mnie przypadkiem podczas urlopu jest zapewne jedną z setek lub tysięcy, jakie wydarzyły się w sądach w całej Polsce. Pod płaszczykiem covidowych zarządzeń faktycznie zamknięto przed obywatelami w marcu, kwietniu i maju 2020 roku drzwi do sądów. Nie znam sądu, w którym w drzwiach stanąłby życzliwy pracownik merytoryczny, który udzielałby (choćby przez pleksę i w maseczce) podstawowych informacji, spojrzał na przedstawiane dokumenty, uspokoił co do biegu terminów procesowych. Znam natomiast takie, w których szybciutko wymyślono konstrukcje prawne uzasadniające nieprzychodzenie do pracy, a ochroniarz wskazywał przez szybę na kartkę z napisem „zamknięte”.
I tu narzuca się pytanie: czy zrobiliśmy coś, by zmienić bieg wydarzeń, by zadbać o realną ochronę praw obywateli? Być może niepotrzebnie się martwię. Może nic więcej nie dało się zrobić. Może zaszycie się w gabinetach lub własnych domach było jedyną właściwą reakcją. Ale jak śpiewa szczeciński raper Łona (w zupełnie innym kontekście) „Kiedy wszyscy wokół Ciebie równiuteńko idą, Przyjacielu, ty bądź uprzejmy mieć wątpliwość” (Łona i Weber, Miej wątpliwości, album Cztery i pół). Szeroka perspektywa przychodzi mi z trudem. Pociesza mnie, że Łona to rozumie i rapuje: „Z dnia na dzień, żeby wzrok im przywykł, uczę moje dni zmiany perspektywy, bo wciąż wąsko widzą mimo tylu przynęt, a tak trudno zwiększyć im horyzont choćby o centymetr” (Łona i Weber, Patrz szerzej, album Absurd i Nonsens).
Warto posłuchać i pamiętać, że nie wszystko stracone. Nie można wykluczyć, że jesienią znów staniemy przed tymi samymi wyzwaniami. Jeden eksperyment za nami. Wiele przed nami.