Od tego motta zaczynałem już szereg lat temu zupełnie inny artykuł i na kompletnie inny temat – jest ono wszakże nadal aktualne – co postaram się wykazać.
Nikt nie wmówi nam, że białe jest białe, a czarne jest czarne
– Jarosław Kaczyński
Od dłuższego czasu nosiłem się z zamiarem podjęcia tego tematu o współistnieniu zawodów prawniczych i braku już jakiejkolwiek integracji. Sięgam zatem do pierwszego rocznika „In Gremio”, miesięcznika środowisk prawniczych Szczecina, które to pismo z inspiracji jego założyciela i pierwszego jego Naczelnego Redaktora, adwokata Romana Ossowskiego, z powodzeniem funkcjonuje aż 17 lat.
Na okładce pierwszego numeru jawią nam się Ojcowie Założyciele, którzy co prawda Konstytucji tego pisma – jak ci wcześniejsi z Filadelfii – nie ustanowili, ale wszakże w obszernej marcowej dyskusji w 2004 roku wskazali, po co te pismo tworzą i jaki jest jego cel.
Z okładki spoglądają na nas poważne persony w togach; są tam: Prezes WSA, pełnomocnik MS do spraw utworzenia Sądu Apelacyjnego, Prokurator Okręgowy, Dziekani ORA i OIRP. Już samo to zdjęcie przekonuje nas, że wszyscy na nim uwidocznieni chcieli coś stworzyć, ale co i dlaczego?
Dyskusja redakcyjna tych vip-ów wskazuje na tęsknotę za integracją środowisk prawniczych; niektórzy pamiętali, że ona istniała. W latach 70 ubiegłego stulecia odbywały się bale adwokackie i prokuratorskie (nawet w dostojnych patiach i korytarzach Prokuratury Okręgowej przy ul. Stoisława), funkcjonowała na rogu ul. Potulickiej kawiarnia „Temida”, w której na przerwach w rozprawie siadali (bez tóg) zarówno „fioletowi, czerwoni jak i zieloni” – o kolorach świetnego cyklu Pana Prezesa Macieja Strączyńskiego będzie później; był też bufet sądowy w Sądzie Okręgowym i tam też „kolory” mogły ze sobą porozmawiać… niekoniecznie o toczącej się sprawie.
Ojcowie Założyciele dezintegrację upatrywali w zaszłościach stanu wojennego (czego nie podzielam), albo w dominującej w społeczeństwie w XXI wieku roli mediów (czemu także uległem) – pisząc w tym pierwszym numerze artykuł o wszechwładnej IV władzy.
Konkluzją wszakże dwóch odcinków tej debaty z roku 2004 roku było: powinniśmy powołać własne pismo o znamiennym tytule „In Gremio” – po to, aby przekazywać rzetelnie publice, a nie tylko prawnikom, jaka jest rola w wykonywaniu stanowionego prawa przez jego procesowych przedstawicieli; jakie powinno być prawo stanowione przez polityków i jaki w tym zakresie mają „dać głos” praktycy.
Czy te cele zostały po latach spełnione; czy dalej je kultywujemy i jak się mają założenia do dzisiejszej rzeczywistości.
Zacznijmy od „In Gremio”, a potem przejdźmy do in gremio.
„In Gremio”
Miesięcznik funkcjonuje, jak już wspomniałem, od 17 lat; w następnym roku po jego powstaniu dołączyli do jego założycieli notariusze i komornicy. Naczelni Redaktorzy jak i Rady programowe się zmieniały, ale pismo wychodziło stale i chociaż zaprzestano początkowej numeracji po jubileuszowym, to jak dobrze policzyłem, wyszło już 151 wydań.
Pismo nadal jest doskonale wydawane, w dobrej oprawie graficznej i nawet sądzę, że jest prestiżowym wydawnictwem, a w każdym razie unikalnym w skali kraju… coś się jednak zmieniło.
1. Wydawcą jest SIA, która ewidentnie była pomysłodawcą „In Gremio” i musiała wziąć na siebie ciężar organizacyjny, ale czy także kosztowy?
Pozostałe zawody prawnicze, albo nigdy nie partycypowały w kosztach tego bezpłatnego wydawnictwa (cóż… budżetówka), albo też zaniechały tego przez lata. Pozostaje wyłącznie SIA, którą wspiera w niewielkim stopniu ostatnio NRA.
2. Niektóre z instytucji pomieszczających swoje materiały w początkowym okresie, zaniechały tych publikacji (patrz choćby artykuły z sądów kościelnych) – może linia programowa pisma stała temu na przeszkodzie.
3. Po „dobrej zmianie” nie tylko w zakresie organizacyjnym czy publicystycznym (świetne artykuły prok. Kido), ale także z otrzymywania kolejnych wydawnictw, zrezygnowała w ogóle Prokuratura.
4. Niektórzy publicyści „uciekli” od tematów kontrowersyjnych i polemicznych: Pan Prezes Maciej Strączyński, w historie kryminalne sprzed wieków… wiem, wiem – zawsze to czynił; Pan mecenas Andrzej Zajda w zasady savoir vivru i recenzje książek; a ja w podróże po świecie.
Boimy się konfrontacji z trudnymi tematami, czy też idziemy „na łatwiznę” i w swoje zainteresowania?
Pismo jest nadal ładnie wydawane, może i dość ciekawe, ale brak mu ostrości spojrzenia; „zęba polemicznego” i tego, co przecież leżało u podstaw sądzę jego powołania – czy wszystko to da się wytłumaczyć „złymi czasami”?
Życzę „In Gremio” aby trwało, byłem jego zwolennikiem od samego powstania, chciałbym jednak czegoś więcej – co będzie tak polemiką między zawodami, jak i ich integracją.
In gremio
Tytuł artykułu jest oczywiście prowokacyjny, ale uważam, że przestaliśmy być in gremio. Z dziesięć lat temu spotykaliśmy się na konferencjach w sądzie, prokuraturze i w siedzibie ORA, wymienialiśmy poglądy na tematy trudne – co z tego zostało? Bawiliśmy się na balach prawniczych (rozumiem, pandemia)…, ale to przecież zanikło już wcześniej.
Mogliśmy z sobą porozmawiać na korytarzu sądowym; kiedyś to nawet w gabinecie sędziego czy prokuratora – czy dzisiaj to w ogóle wchodzi w rachubę… czego się boimy?
W debacie roku 2004 obawiano się korupcji i mediów – czy to było w jakimkolwiek zakresie realne i słuszne?
Rzeczywiście „akcja billboardowa o kaście sędziowskiej” przytaczając jednostkowe zdarzenia, stanowiące promil problemu, aż tak nas usztywniła?
Mam nadzieję, że ten zły okres w naszym współistnieniu zniknie, bo przecież zawody prawnicze się przenikają, chociaż obecnie w innym kierunku niż dawniej.
Na koniec anegdota sprzed przynajmniej 30 lat.
Umawiam się z Prokuratorem (z którym jestem per pan) na przesłuchanie klienta na 9.00 rano, uzgodniwszy poprzednio wysokość poręczenia majątkowego jako środka zapobiegawczego. Dzwonię rano przez stacjonarny telefon do organu prokuratorskiego i informuję, że się spóźnię, bo miałem włamanie do swojej kancelarii.
Po przyjściu (ale w nieobecności klienta) Prokurator proponuje obniżenie uzgodnionej kaucji mówiąc „może się klient Panu zrewanżuje” – czy taka empatia byłaby dzisiaj możliwa?
Trzy kolory
Proszę o wybaczenie za niezręczny skrót tych świetnych artykułów Pana Prezesa M. Strączyńskiego. Widział on tak wady poszczególnych zawodów:
a) kolor fioletowy się spóźnia na rozprawy i bywa do uczestników procesu czasami niegrzeczny,
b) kolor czerwony jest z reguły nieprzygotowany, tak w zakresie formułowania aktów oskarżenia, jak i na rozprawach,
c) „zielony” dla odmiany ma dużo rozpraw i kolizjami utrudnia postępowanie sądu,
Jak to wygląda dzisiaj?
a) „fioletowy” pisze uzasadnienie postanowienia, np. o przedłużenie aresztu, przed posiedzeniem, bo o ile „zielony” nie napisze odpowiedzi na wniosek albo na zażalenie „czerwonego” – to swojej argumentacji ustnej nie znajdzie w uzasadnieniu postanowienia,
b) „czerwony” ma manierę wielkości sprawy; akty oskarżenia niejednokrotnie mają po kilka tysięcy stron, a wnioski o przedłużenie aresztu po kilkaset – chociaż można by to skrócić do dziesięciu procent – czy to jest tylko maniera, czy to pewien standard,
c) „zielonych” jest wielokrotnie więcej niż w 2004 toku, a wspólnie z „niebieskimi”, którzy mogą wykonywać te same czynności co „zieloni”, w okręgu szczecińskim jest około 2000. Czy nadal (poza wyjątkami) przeszkadzają sądom w ustalaniu terminów?
d) w zeszycie nr 6 z 2004 roku Prokurator Okręgowy chwali się po zmianie przepisów, że „ponad 1/3 spraw idzie do sądu w trybie art. 335 kpk” – a ile jest dzisiaj?
Prawo procesowe a praktyka
Nie będę pisał o „zdalnym” procedowaniu w procesach cywilnych, wydawaniu wyroków bez rozprawy, posiedzeniach niejawnych bez udziału stron – bo inni lepiej się na tym znają.
Przemyślenia mam wszakże o procesie karnym.
1. W postępowaniu przygotowawczym obrońca jest właściwie „paprotką”; w sprawie mającej kilkadziesiąt tomów akt nie może sporządzić fotokopii materiałów ze śledztwa – co czyni absurdalnym pojęcie „równości broni” – tak jeszcze niedawno przyjmowane jako zasadę.
2. Przestępczość oczywiście spada, co jest zasługą organów ścigania, a konkretnie pionu Prokuratury (połączonej ponownie z Ministerstwem Sprawiedliwości). A co o tym pisał Prokurator M. Kido w nr 1 „In Gremio” z 2004 roku?
3. Ilość wniosków aresztowych w ostatnich sześciu latach wzrosła o 100 procent, z czego ponad 90 procent jest uwzględniana przez sądy (patrz: Rzeczpospolita z 30.03.2021 r. w artykule Marcina Mrowińskiego) – czy to się nie kłóci z tym spadkiem przestępczości i czy dowodzi naprawdę niezależności sądów?
Znów anegdotka: „Onegdaj w latach 70 na zgromadzeniach Izby Adwokackiej przychodził jako gość Prezes byłego Sądu Wojewódzkiego – stwierdził on, że sądy powiatowe dobrze pracują, bo w sądzie drugiej instancji 98 procent wyroków jest utrzymywanych w mocy – … sala ryknęła śmiechem”.
W latach 70 byłem w sądzie Old Bailey w Londynie i słuchałem podsumowania sędziego oraz wyroku – jakże ja zazdrościłem Angolom. W latach 90 myślałem, że będzie u nas tak samo jak u nich, a czy jest?
Chcę wierzyć – czego mogę nie doczekać – że będziemy sobie życzliwi, procedury będą jasne i niefaworyzujące jednej ze stron (prokurator kiedyś siedział za bufetem sędziowskim), a my będziemy mieli „In Gremio” – sami też będąc in gremio.