Tytuł felietonu oddaje antywojenną piosenkę z gatunku „folk” wykonaną w 1960 roku przez Pete Seegera. Śpiewała ją także Marlena Dietrich, a wykonawczynią polskiej wersji była Sława Przybylska.
Zapytacie Państwo zapewne, co ten utwór, który powstał z inspiracji kołysanki Kozaków Dońskich „Cichy Don”, ma wspólnego z publikacjami w szczecińskim miesięczniku środowisk prawniczych? Mamy co prawda kapelę „Green żabots”, ale rubryki „wydarzenia muzyczne” jeszcze redakcja nie powołała. Otóż ma, bo wykonawcy śpiewając utwór zapytywali, „gdzie są chłopcy z tamtych lat, gdzie dziewczyny z tamtych lat, czas zatarł ślad”.
W trakcie odbywającego się w marcu bieżącego roku w siedzibie Rady Izbowego konkursu krasomówczego moją uwagę zwróciła niebieska zniszczona książka, spoczywająca na półce w sali klubowej. Okazały się nią przepisy o adwokaturze ze stanem prawnym na dzień 1 stycznia 1969 roku, a więc sprzed przeszło pół wieku. Przytuliłem ją do serca.
Słuchając wystąpień prawniczej młodzieży zastanawiałem się, co robią i gdzie są aplikanci adwokaccy z tamtego okresu. Jak ta aplikacja wówczas wyglądała? Jak przebiegała? To przecież inne standardy szkolenia, ich wymiar i pozycja zawodowo- finansowa. Dlaczego nie poświęcić im majowego felietonu.
Obowiązywała wówczas ustawa z dnia 19 grudnia 1963 roku o ustroju adwokatury, odnosząca się w rozdziale 8 do aplikacji adwokackiej. Regulamin z października 1957 roku precyzował zasady egzaminu kwalifikacyjnego dla kandydatów na przyszłych aplikantów adwokackich. Dobór najlepszych, ale co oczywiste, przy wolnych etatach ustalany był limitem Ministra Sprawiedliwości. Gdy szczęśliwcy osiągnęli wynik zadowalający, to dziekan dokonywał przydziału aplikanta do zespołu adwokackiego, uwzględniając w miarę możliwości potrzeby i stanowiska obu stron, nie zawsze jednak zgodne.
Nie było wyodrębnionego kierownika szkolenia, bo nadzór sprawowała właściwa Rada Adwokacka, jak też kierownik zespołu. Byli sporadycznie powoływani kierujący poszczególnymi grupami szkoleniowymi, ale różnie to funkcjonowało w małych i średnich Izbach. Aplikanci byli zatrudnieni przez Zespół, pobierając wynagrodzenie z Centralnego Funduszu Szkolenia Aplikantów Adwokackich. To dawało im komfort finansowy przy dodatkowy dochodach uzyskiwanych z substytucji.
Patrona wyznaczał wspomniany już kierownik zespołu spośród adwokatów legitymujących się co najmniej pięcioletnim stażem zawodowym, dużą wiedzą praktyczną i teoretyczną, a także co istotne zdolnościami dydaktycznymi.
Aplikantom przysługiwały urlopy okolicznościowe i bezpłatne, bez uprawnień jednak do świadczeń z funduszu urlopowego. Podlegali, co ważne, obowiązkowemu ubezpieczeniu społecznemu.
Rozporządzenie Ministra Sprawiedliwości z dnia 28 grudnia 1963 roku kształtowało skład zespołu od pięciu do dwudziestu członków. Aplikanci mieli obowiązek uczestniczenia w życiu zawodowym i organizacyjnym (zebranie zespołu), ale jednak bez prawa głosowania. Mogli być jedynie osobami doradzającymi lub opiniodawczymi (§28 tegoż rozporządzenia).
Naczelna Rada Adwokacka uchwaliła w listopadzie 1965 roku regulamin przebiegu aplikacji oraz kształcenia i egzaminu aplikantów adwokackich. Generalnie preferowano delegowanie aplikantów do innych zespołów, w tym także w różnych miejscowościach, uznając to za słuszne z punktu widzenia szkoleniowego. Patronat nie mógł być krótszy od sześciomiesięcznego okresu i nie powinien przekraczać roku, co przy trzyletniej aplikacji pozwalało na doskonalenie w różnych specjalnościach u adwokatów wykonujących zawód.
To zasługiwało na pełną aprobatę. Uczono różnego podejścia patrona do zagadnień praktycznych i spojrzenia na pracę z klientem. Temu ostatniemu celowi służyły wspólne dyżury i przyjmowanie spraw przez mistrza i czeladnika.
Musimy pamiętać, że kandydaci do przyszłego Panteonu Polskiej Palestry rozpoczynający szkolenie mieli za sobą odbytą i zakończoną egzaminami aplikację sądową bądź prokuratorską. Była to podstawa do ubiegania się o wpis.
Analizując po okresie przeszło półwiecza problematykę szkolenia (rozdział III wspomnianego regulaminu), to nie sposób pominąć uchwaloną w lipcu 1966 roku przez Prezydium Naczelnej Rady Adwokackiej Instrukcję w sprawie szkolenia aplikantów adwokackich i egzaminu adwokackiego. Przewidywał on rocznie 200 godzin zajęć dla każdego z trzech roczników (10 miesięcy w rozmiarze 4-6 godzin tygodniowo) w czasie dogodnym dla szkolących i szkolonych, a nie jak obecnie w ustalone dni. 50 godzin poświęcano zagadnieniom polityczno-społecznym z zakresu filozofii marksistowskiej i historii ruchu robotniczego. Pozostała tematyka była zbliżona do obecnych bloków szkoleniowych, ale uboższa o dokonania i doświadczenie ostatnich lat.
Osoba kierownika szkolenia pojawia się jako odpowiedzialnego za przeprowadzanie kolokwiów. Wiedza nie podlegała ocenie cząstkowej, a jedynie stwierdzeniu zaliczenia. Z uwagi na małą liczbę aplikantów, formy przeprowadzania kolokwiów były różne – ustne albo pisemne, ale zawsze zbliżone tematyką do końcowego egzaminu adwokackiego.
Ujednolicona była we wszystkich Izbach stawka wykładowcy w kwocie 75 zł za godzinę lekcyjną. To było prawidłowe i nie prowadziło do uprzywilejowania prowadzących zajęcia w dużych Izbach, dysponujących zwiększonymi funduszami.
Wysokość miesięcznego wynagrodzenia dla aplikanta ustalana była przez Prezydium Naczelnej Rady Adwokackiej. Była ona stała. Pięćdziesiąt lat temu odbywający szkolenie w zespołach otrzymywali na pierwszym roku wynagrodzenie w kwocie 1.800 zł, na dwóch dalszych w wysokości 2.000 zł. Średnia przeciętna płaca w Polsce w roku 1969 roku wynosiła 2.174 zł, a w 1970 roku 2.235 zł, a więc były to wartości zbliżone. Aplikantom przysługiwał ponadto zwrot kosztów dojazdu na szkolenia, a także do siedziby zespołu, jeżeli był usytuowany poza miejscem zamieszkania. Kierownik zespołu przyznawał ponadto, co istotne, nagrody indywidualne.
Ciekawym rozwiązaniem była możliwość uzyskania zgody na dodatkowe zatrudnienie na stanowisku radcy prawnego (§16 regulaminu), przy spełnieniu wymogu odbycia rocznego szkolenia i nieprzekraczania połowy radcowskiego etatu. Nie zamykało to drogi także do innych dodatkowo płatnych zajęć, jeżeli nie wpływały negatywnie na tok realizowanego szkolenia.
Pozostając jeszcze przy kwestiach finansowych, to po egzaminie zawodowym, końcowym, jeżeli były aplikant obierał sobie siedzibę poza dotychczasową, to otrzymywał dodatkowe świadczenia pieniężne i znaczącą pożyczkę- praktycznie bezzwrotną.
Termin egzaminu adwokackiego był wyznaczany uchwałą Okręgowej Rady, co do tych aplikantów, którzy nie tylko ukończyli aplikację, ale zaliczyli pozytywnie oba kolokwia. W skład komisji wchodziło 5 adwokatów desygnowanych przez Radę, a także delegaci Ministra Sprawiedliwości i Naczelnej Rady Adwokackiej. Jeżeli zdarzała się zbyt mała liczba uprawnionych do egzaminu, kierowano ich do innej Izby, przestrzegając jednak zasady, aby w tej komisji zasiadał przedstawiciel zdającego. Egzamin pisemny trwał 2 dni (każdorazowo 5 godzin) i dotyczył opracowania z zakresu prawa karnego i cywilnego, opartego o autentyczne akta sądowe. Po przerwie trwającej do dwóch tygodni rozpoczynały się egzaminy ustne z 6 ustalonych regulaminem zagadnień. Czas przeznaczony dla jednego zdającego określano maksymalnie na 2 godziny.
Rozróżniano wówczas dwa niezależne pojęcia „nieprzystąpienie do egzaminu” i „odstąpienie od egzaminu”. To ostatnie obejmowało sytuację, w której aplikant rozpoczynał egzamin, ale niestety go nie kończył. Ocena odstąpienia należała do komisji egzaminacyjnej. W przypadku niepomyślnego wyniku końcowego istniała możliwość jego powtórzenia. W szczególnie uzasadnionych przypadkach komisja mogła wyrazić zgodę na trzykrotne „podejście”.
Skoro zaczęliśmy od zapytania, gdzie te dziewczyny i chłopcy z tamtych lat, to wspomnę tutaj, że w dniu 1 stycznia 1968 roku w naszej Izbie było 12 aplikantów. Wśród nich między innymi Stefania Wtorkiewicz, Danuta Hałasa, Grażyna Wybranowska, Maria Karasewicz, małżeństwo Elżbiety i Jakuba Gruców, Ludwik Wolender i Marek Karakulski. W Stargardzie aplikował Andrzej Zieliński, późniejsza akademicka znakomitość z zakresu procedury cywilnej. Izbą Szczecińską kierował dziekan adw. Zenon Weinert.
W styczniu 1971 roku aplikowało także 12 osób, w tym Grażyna Bruzdewicz, Halina Lange, Grażyna Łucewicz, małżeństwo Janiny i Edwarda Rozwałków, Janusz Flasza oraz Michał Domagała. Funkcję dziekana sprawował adw. Władysław Świątek.
Dla zobrazowania tamtych lat wspomnę jedynie, że w styczniu 1974 roku na liście aplikantów było jedynie 7 osób, natomiast trzy lata później o jedną osobę więcej.
Czas pozacierał twarze wielu aplikantów z tamtych lat, późniejszych znakomitości szczecińskiej Palestry, którzy odeszli nieraz niepostrzeżenie z naszego środowiska. Pamięć o nich jednak pozostaje. Skłania to obecnie do refleksji, jakże zupełnie inna była droga dojścia do wymarzonego zawodu, na pewno trudna, ale chyba łącząca małe grono szkolonych przyjaźnią, wrażliwością i potrzebą wzajemnego zrozumienia i wsparcia.
Zamykając już rozważania nad przeprowadzonym w tym roku konkursem krasomówczym w nowej formule „online”, to nikt 50 lat temu nie przewidywał takiej formy kształcenia, czy też rozpraw symulowanych lub egzaminów próbnych. Mała liczba aplikantów przekładała się na ówczesne potrzeby szkoleniowe. Teraz jest niestety inaczej, zwłaszcza w dobie panujących obostrzeń sanitarnych. Toga z zieloną wypustką powinna być widoczna w sądzie, bo to symbol niezależności, niezawisłości i pozostawania w konstytucyjnej zgodności z oczekiwaniami normalnego społeczeństwa.