Zaufanie do sądów, po tendencjach wzrostowych sprzed dekady, od 2016 r. systematycznie spada. Badania od kilku lat uwzględniają coraz więcej czynników, również przyczyny takiego stanu rzeczy. Truizmem jest podkreślanie, że na zaufanie sądów pracują sami sędziowie swym zachowaniem i kulturą na sali rozpraw, to jest oczywiste i należy dążyć do wypełnienia tego standardu. Kultura na sali sądowej nie jest jednak głównym wskaźnikiem zaufania do sądów.
Zaufanie oparte na niewymiernym i subiektywnym odczuciu budowane jest nie tylko w osobistym zetknięciu z sądami, ale również na doświadczeniach w otoczeniu oraz na przekazie medialnym.
Jak podaje w raporcie FOR i HFPCz z 2010 r. „Efektywność polskiego sądownictwa w świetle badań międzynarodowych i krajowych” w oparciu o dane Ministerstwa Sprawiedliwości „Badanie opinii publicznej na temat wizerunku wymiaru sprawiedliwości, oceny reformy wymiaru sprawiedliwości, aktualnego stanu świadomości społecznej w zakresie alternatywnych sposobów rozwiązywania sporów oraz praw osób pokrzywdzonych przestępstwem, Warszawa, luty 2009”:
„Według opinii publicznej polski wymiar sprawiedliwości negatywnie oceniło 44 proc. ankietowanych, a pozytywnie – 37 proc. badanych. Najmniejsze zaufanie Polacy mają do prokuratury (42,3 proc.) oraz sędziów (41 proc.) i sądów (40,9 proc.).”. Wedle opinii autorów raportu z badania „głównymi czynnikami decydującymi o niepochlebnych opiniach respondentów są: poczucie niesprawiedliwego orzecznictwa organów wymiaru sprawiedliwości (70,9 proc.), opinie o nierzetelnie wykonywanej pracy (69,3 proc.), a także przekonanie 65 proc. badanych o stronniczości i braku niezawisłości tych organów. Niewiele mniej wskazań odnosi się do słabej efektywności oraz zbyt wysokich nakładów finansowych ponoszonych na funkcjonowanie organów wymiaru sprawiedliwości (po 63 proc.).”.
W ciągu 10 lat zmieniło się wiele w ocenie efektywności i zaufania do sądów. Po okresie dofinansowania sądów, częściowego uporządkowania spraw kadrowych, inwestowania w szkolenia, informatyzację, polskie sądy już w 2014 i 2015 roku były znacznie lepiej postrzegane i cieszyły się zaufaniem ponad 50% obywateli.
Od 2016 r. wizerunek i zaufanie do polskich sędziów i sądów są systematycznie podkopywane przez władzę wykonawczą za pomocą akcji propagandowych, programów w telewizji publicznej i prorządowych mediów.
W badaniach przeprowadzonych m.in. przez GFK Verein w 2018 r. ustalono, że prawnicy byli darzeni zaufaniem społecznym przez 51% respondentów, a sędziowie przez 46%, co było ogromnym spadkiem wobec wyników badań z 2016 r., gdy poziom zaufania wobec sędziów wynosił 56 %, a wobec prawników ogółem 59%. Jako przyczynę respondenci wskazali kontrowersje wokół reform sądownictwa. Spadek zaufania nie miał związku ze sprawnością postępowań, ich czasem, poziomem orzecznictwa i działalności prawników. Tendencje te potwierdziło badanie OmniWatch48 z 27-28.04.2021 r., gdzie osobę sędziego darzono zaufaniem w 45,8 %, adwokata w 46,5%, a ministra w 22,5%, posła tylko w 18%, a działacza partii politycznej najniżej – w 15%. To paradoks, że osobom z zawodów zaufania publicznego obywatele nie zawierzają, ale zawierzają kontrolę nad życiem społecznym i instytucjami społecznymi politykom, którym ufają najmniej. Tak działa system.
Zaufanie społeczne oparte na subiektywnych przekonaniach badanego, stopniu jego zaufania do najbliższego otoczenia, ale i szerszego, także do instytucji publicznych nie jest oparte na miarodajnych wskaźnikach, ale wychwytuje to, czego nie da się ująć w ramy statystyk.
W badaniu CBOS z lutego 2016 r. numer 18/2016 w zakresie zaufania społecznego sądom ufało 45% respondentów, nie ufało 42%, natomiast w badaniu z kwietnia 2020 r. numer 43/2020 zaufanie do sądów deklarowało 42% badanych, ale już 45% odpowiedziało, że sądom nie ufa. Zgodnie z wynikami sondażu wykonanego przez IBRiS na zlecenie „Rzeczpospolitej” z 24.01.2020 r. sądom ufało 44 % respondentów.
Partiom politycznym obywatele ufają w 28%, a brak zaufania deklarowało 54% uczestników badania (CBOS 43/2020). W rzeczywistości to politycy, mimo że najmniej im się ufa, wpływają na zaufanie wobec instytucji publicznych.
Brak zaufania społecznego do instytucji jest alarmujący, ponieważ daje nam wskazówkę: instytucje nie działają w sposób transparentny, tym samym podważany jest porządek prawny, prawidłowość decyzji, ich wykonalność, tym samym skuteczność instytucji. A to prowadzi do lekceważenia, ignorowania prawa i wytworzenia „drugiego obiegu” w życiu społecznym, tego nieopartego na regułach prawa, lecz na regułach siły, pieniądza, pozycji społecznej.
Wymiernymi i obiektywnymi wskaźnikami posługuje się Komisja Europejska przygotowując tzw. unijną tablicę wyników wymiaru sprawiedliwości. Ostatni raport ukazał się w lipcu 2020 r. Nacisk kładzie się na ocenę skuteczności i jakości postępowań sądowych oraz niezależność sędziów, prokuratorów i wymiaru sprawiedliwości jako takiego. Ta skuteczność, sprawność postępowań sądowych w Polsce była na dobrym poziomie jeszcze w 2015 r., gdy polski wymiar sprawiedliwości zajmował 12 z 28 miejsc państw unijnych.
Pierwszym elementem badania jest skuteczność, sprawność procedowania sądów. Od 2012 r. w większości krajów UE długość postępowania sądowego skróciła się, szczególnie w postepowaniach cywilnych i administracyjnych. W Polsce odwrotnie, po zmianach ustrojowych i proceduralnych przygotowanych przez resort ministra Zbigniewa Ziobry po 2015 r. okres oczekiwania na rozstrzygnięcia wydłużył się średnio dwukrotnie. W 2015 roku na wyrok czekało się średnio nieco ponad 4 miesiące, a w roku 2020 – już prawie 7 miesięcy.
Jak wynika z danych Justice Scoreboard polskie sądownictwo było na 4 miejscu pod względem liczby wpływu spraw cywilnych i gospodarczych na 100 mieszkańców. Polska na tablicy sprawności skuteczności orzekania za lata 2012-2018 spadła na 15 miejsce, a w sprawach konsumenckich na 19. Jeżeli chodzi o stopień cyfryzacji i informatyzacji, to w co drugim polskim sądzie można było złożyć sprawę przez Internet, a także za pośrednictwem sieci dostarczać wezwania do sądu. Dla porównania – takie rozwiązania dostępne były we wszystkich sądach niemieckich, jeszcze przed pandemią.
Częściowo taką samą metodologię przyjęła Fundacja CourtWatch Polska w Raporcie kompleksowej oceny stanu polskiego sądownictwa za lata 2017-2019, bilansie reform wymiaru sprawiedliwości. Autorzy raportu sformułowali następujące wnioski:
„1. Nadal większość Polaków uważa, że najważniejszym zadaniem do zrealizowania w domenie wymiaru sprawiedliwości jest usprawnienie pracy sądów. 2. Pomimo pogorszenia się obiektywnego wskaźnika długości czasu rozpatrywania spraw, poprawiły się subiektywne oceny sprawności pracy sądów cywilnych. 3. W sposób znaczący obniżyły się subiektywne oceny niezależności sądownictwa oraz w mniejszym stopniu także rzetelności procesów oraz niezawisłości i bezstronności sędziów. 4. Zaufanie do sądów jest wciąż nieco wyższe niż kilka lat temu, ale nie tak wysokie jak w roku 2016, czyli tuż przed zmianami. 5. Jednocześnie aż o ¼ spadł w ciągu dwóch lat wskaźnik apelacji od wyroków sądów cywilnych i gospodarczych, co może oznaczać, że osoby stykające się z sądami bezpośrednio oceniają ich pracę bardziej pozytywnie.”
Wyniki zaskakują o tyle, że polscy obywatele nie wiążą zaufania do sądów i ich oceny z obiektywnymi wskaźnikami jak długość, sprawność postępowania, chociaż uważają to za główny cel do wykonania przez wymiar sprawiedliwości. Badania nie objęły skutków nowelizacji postępowania cywilnego z drugiej połowy 2019 r.
W wyniku zaniedbań w cyfryzacji i informatyzacji polski wymiar sprawiedliwości i urzędy weszły zupełnie nieprzygotowane w czas epidemii. Naprędce uchwalane przepisy „tarcz” nie rozwiązywały problemów nierozwiązanych przez dekady. W latach 2012-2015 ówczesny rząd przygotował, a parlament uchwalił przepisy umożliwiające elektroniczne wnoszenie pism procesowych do sądu w sprawach cywilnych, jak również doręczenia elektroniczne, ale bez rozporządzeń wykonawczych i sprzętu oraz systemów teleinformatycznych wprowadzających słowa w czyn. Nowy rząd kolacji Zjednoczonej Prawicy i Sejm, zamiast kontynuować cyfryzację, uchylił przepisy. Politycy zmuszeni do podjęcia działań w czasie epidemii, przygotowali i uchwalili naprędce przepisy z „tarcz” niewystarczające do zapewnienie sprawności i efektywności komunikacji z sądem. Najlepszym obrazem tamtych dni było stawianie w sądach „wrzutni” z kartonów na pisma procesowe, gdy sądy i poczty były praktycznie zamknięte dla klientów. Trzeba było również alarmować resort i parlament o konieczności wstrzymania biegu terminów procesowych, w tym zakresie współdziałały wszystkie środowiska prawnicze.
Przyczyny znacznego spadku sprawności pracy sądów leżały po stronie władzy wykonawczej. Minister Sprawiedliwości przez 2,5 roku wstrzymywał procedury nominacyjne sędziów, resort przygotował zmiany prawa materialnego i procedur, które utrudniają i opóźniają rozpoznanie spraw w sądach. Zmiana procedury karnej w 2016 r., powrót do poprzedniej ustawy spowodowała, że w jednym roku obywatele byli objęci trzema stanami prawnymi i trzema procedurami karnymi. Spadek zaufania do sędziów i sądów był spowodowany zmianami ustrojowymi w sądownictwie, próbą przejęcia kontroli politycznej nad sądami, zburzeniem wizerunku niezależnego sądu. W ostatnich czasach, co nie zdarzało się nigdy wcześniej w mojej karierze zawodowej, pełnomocnicy czy znajomi pytają, czy sędzia jest „pisowski”, z „dobrej zmiany”, czy niezależny. Nigdy do tej pory nie padało pytanie o poglądy czy sympatie polityczne sędziów, nigdy nie miało to wpływu na orzekanie, nie rozmawiało się w gronie współpracowników o polityce, jako że było to w złym tonie. Dziś takie pytania, czy publicznie wyrażane podejrzenia w mediach powodują nieufność wobec instytucji wymiaru sprawiedliwości, jak i samych sędziów.
Zgodnie z art. 45 Konstytucji RP: „każdy ma prawo do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki przez właściwy, niezależny, bezstronny i niezawisły sąd, a wyłączenie jawności rozprawy może nastąpić ze względu na moralność, bezpieczeństwo państwa i porządek publiczny oraz ze względu na ochronę życia prywatnego stron lub inny ważny interes prywatny. Wyrok ogłaszany jest publicznie.”.
Nowelizacja Kodeksu postępowania cywilnego wprowadzająca opłatę sądową w wysokości 100 zł za każde uzasadnienie orzeczenia, nawet wpadkowego, stała się elementem wydłużającym postępowanie
i godzącym w jego jawność. Podsądny i pełnomocnik, nie znając podstaw prawnych i faktycznych decyzji sądu, zmuszeni zostali najpierw uiszczać opłatę, oczekiwać na pisemne uzasadnienie, a dopiero wówczas podejmować decyzję, że orzeczenie skarżyć. Efektem jest sporządzanie uzasadnień za opłatą, które nie zawsze są zaskarżane. Zarówno obywatel, jak i pełnomocnik traci zaufanie do sądu, skoro decyzje instytucji nie są transparentne, ponadto trzeba za nie zapłacić sporą kwotę. Postępowania sądowe w Polsce należą do jednych z droższych w Europie, mimo to ustawodawca nałożył dodatkowe, wpadkowe opłaty, które podwyższają koszty postępowania, a cała procedura wydłuża postępowanie nawet o kilka miesięcy.
Jak wskazał RPO w „Diagnoza stanu polskiego sądownictwa. Materiał RPO dla sejmowego zespołu ekspertów «okrągłego stołu»” z czerwca 2020 r.: „Reguła ta dotyczy każdego orzeczenia i zarządzenia, nawet w drobnych sprawach. A to w sposób nieproporcjonalny ogranicza prawo do sądu. Taka opłata jest najbardziej dotkliwa dla osób niezamożnych, korzystających z pomocy państwa w postępowaniu cywilnym.”.
Prawnicy alarmowali przed uchwaleniem nowelizacji, jednak bezskutecznie. Wysoka opłata sądowa miała być w zamyśle ministerstwa remedium na liczbę spraw wpływającą do sądów i miała zniechęcić strony procesu do zaskarżania orzeczeń. Skutkiem jest ograniczenie prawa do sądu, ponieważ korporacje bez trudu ponoszą takie koszty, a zwykłemu obywatelowi, konsumentowi trudno wytłumaczyć, dlaczego powinien zapłacić za uzasadnienie postanowienia, skoro zapłacił już opłatę za złożenie pozwu.
Zmiany w przepisach egzekucyjnych w praktyce nadają dłużnikom wiele możliwości, by uniknąć odpowiedzialności za długi, czy utrudnić lub uniemożliwić wykonanie orzeczenia sądowego. W połączeniu z nowym systemem doręczeń przesyłek sądowych przez komorników sądowych w terminie 2 miesięcy i stosowanie 14-dniowego awiza komorniczego zamiast pocztowego, znacznie wydłużyło czas trwania postępowania sądowego oraz podwyższyło jego koszty. Przy czym skuteczna egzekucja stała się utrudniona nie tylko w czasie pandemii, ale z powodu zmian w postępowaniu egzekucyjnym, gdzie każda skarga na czynności komornika, wnioski proceduralne, ograniczenia egzekucji blokują skuteczność.
Zmiany procedury cywilnej uchwalone ustawą z dnia 28 maja 2021 r. o zmianie ustawy – Kodeks postępowania cywilnego oraz niektórych innych ustaw znoszą w praktyce zasadę jawności postępowania przenosząc ciężar na rozstrzyganie spraw na posiedzeniach niejawnych oraz na rozprawach online, przy czym w sądach nie ma jeszcze ani systemów informatycznych, ani miejsca i sprzętu zapewniającego obywatelom realizację połączenia online z sądem. Tragiczną zmianą jest orzekanie w sprawach w II instancji w składzie jednoosobowym, co jest zaprzeczeniem idei kolegialnej decyzji sądu i odwołania do takiego składu.
Zmiany proceduralne wymagają odrębnego omówienia, ale już teraz można prognozować, że spowodują spadek zaufania do sędziów i sądów. Z punktu widzenia obywatela, jaką wartość będzie mieć wyrok I i II instancji wydany przez jednego sędziego na posiedzeniu niejawnym, za którego uzasadnienie należy dodatkowo zapłacić? Czy te postępowania i orzeczenia będą respektowane, jeżeli na żadnym etapie obywatel nie będzie miał kontaktu z sądem na posiedzeniu jawnym? Możliwość wniesienia sprzeciwu w ciągu 7 dni od zarządzenia rozpoznania sprawy na posiedzeniu niejawnym to odwrócenie zasady jawności, o którą obywatel musi się teraz prosić, choć przysługuje mu z art. 45 Konstytucji RP, z art. 8 KPC i art. 6 ust. 1 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.
W wyroku z dnia 09.06.2016 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka w sprawie 44164/14 orzekł o wyjątkach w jawności procesu sądowego, w postępowaniu przed sądem pierwszej, i jedynej, instancji prawo do publicznej rozprawy w rozumieniu art. 6 ust. 1 Konwencji obejmuje prawo do „ustnej rozprawy”, chyba że zachodzą okoliczności wyjątkowe uzasadniające odstąpienie od takiej rozprawy. Ustna, publiczna rozprawa przyczynia się do osiągnięcia celu art. 6 ust. 1 Konwencji, a mianowicie rzetelnego procesu, którego gwarancja jest jedną z podstawowych zasad każdego demokratycznego społeczeństwa. W postępowaniu dwuinstancyjnym, co do zasady, przynajmniej w jednej instancji taka rozprawa musi się odbyć, jeżeli nie zachodzą wyjątkowe okoliczności.
W sprawie 55391/13 w wyroku z dnia 6 listopada 2018 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka orzekł w sprawie dyscyplinarnej portugalskiej sędzi, której sprawy dyscyplinarne były rozpoznawane na każdym etapie sądowym bez jawnej rozprawy, że w kontekście wpływu ewentualnych kar na życie i karierę zawodową osób, których ono dotyczy, oraz następstwa finansowe, w kontekście postępowania dyscyplinarnego odstąpienie od ustnej rozprawy powinno stanowić środek nadzwyczajny, wymagający należytego uzasadnienia w świetle orzecznictwa instytucji Konwencji. Łączny skutek dwóch czynników w postaci niedostatecznej kontroli sądowej przeprowadzonej przez Wydział Sądowy Sądu Najwyższego oraz braku rozprawy na etapie postępowania dyscyplinarnego lub na etapie kontroli sądowej, był taki, że sprawa skarżącej nie została rozpatrzona zgodnie z wymogami art. 6 ust. 1 Konwencji.
W tej nowej sytuacji prawnej wszelkie wysiłki środowisk prawniczych skierowane na odbudowanie zaufania społecznego mogą spełznąć na niczym w zderzeniu z kafkowską wizją wymiaru sprawiedliwości budowaną przez ustawodawcę.