Okres wakacyjny sprzyja nie tylko lekturze dobrej książki, ale z uwagi na pewne spowolnienie tempa zawodowego, poszukiwaniu nowych tematów i związanych z tym przemyśleń.
Naród to coś więcej niż klub konsumentów
– Charles de Gaule
Moje spotkanie z wydaną w roku ubiegłym przez Instytut Pamięci Narodowej pozycją „Sądy bezprawia” autorstwa Patryka Pleskota spowodowało konieczność przeniknięcia w głąb tej tematyki. Ukazanie pokazowych procesów politycznych organizowanych w Warszawie w latach 1944-1989 ma także swój akcent szczeciński, niezbyt chlubny dla byłego sędziego wojskowego, a potem członka naszej Izby. O tym w części końcowej tego felietonu.
Powracając do chronologii książki Pleskota, to część pierwsza obejmuje lata 1944-1956. Ukazuje nie tylko mechanizm funkcjonowania procesów politycznych w pierwszej powojennej dekadzie, ale także doskonalenie tego systemu w czasach przedstalinowskich i jego pełen rozkwit w okresie dominacji „Wielkiego Brata” w polskim wymiarze sprawiedliwości.
Zamyka ją rozdział IV zatytułowany „Czas rozliczeń – sprawa Kazimierza Moczarskiego”. Lektura tego fragmentu spowodowała konieczność sięgnięcia do dwóch dalszych pozycji książkowych. Jedną z nich jest wydana w 2016 roku nakładem biblioteki „Więzi” książka Anieli Steinsbergowej „Widziane z ławy obrończej” ze wstępem Andrzeja Friszke. To druga edycja autorstwa jednej z pierwszych adwokatek w przedwojennej Polsce, będąca unikalnym zapisem i analizą procesów okresu stalinowskiego wymierzonych przeciwko wybitnym postaciom Polski Podziemnej. To właśnie Ona wraz z mecenasem Władysławem Winawerem prowadziła w tych niezwykłych czasach 1954 roku pierwszy proces rehabilitacyjny Kazimierza Moczarskiego. Został on skazany za działalność w Armii Krajowej najpierw na karę 10 lat więzienia, a potem w 1952 roku na karę śmierci, na szczęście nie wykonaną.
Lektura tej pozycji odsyła nas do wydanej w 2006 roku książki Andrzeja Krzysztofa Kunerta „Oskarżony Kazimierz Moczarski” z przedmową Władysława Bartoszewskiego. Do rąk czytelników trafiła za pośrednictwem wydawnictwa „Iskry” i jest nie tylko doskonała historycznie, faktowo, ale nadto opatrzona licznymi przypisami i indeksem nazwisk, które ją spinają w całość. Siedem rozdziałów oraz dwa aneksy otwiera wiersz Zbigniewa Herberta „Co widziałem” poświęcony właśnie Moczarskiemu, a także epitafium pióra Jerzego Ficowskiego z przedruku z tzw. drugiego obiegu. Kolorytu literackiego dodają zdjęcia dokumentów.
Książka przenika we wspomnienia adwokat Anieli Steinsbergowej, gdzie szacunek dla dwójki obrońców Moczarskiego czyni bycie adwokatem nie tylko zaszczytem, ale wskazuje na godność powołania w szeregi Palestry.
Starajmy się jednak zachować literackie fakty i powróćmy do „Sądów bezprawia”, jak wspomniałem wcześniej ciekawego opracowania dla każdego prawnika, nie to nie tylko z uwagi na dokonane tam ustalenia zawodowe i historyczne.
W wakacyjnym numerze „In Gremio” sprzed dwóch lat popełniłem w rubryce poświęconej Historii tekst dotyczący wypaczeń i destabilizacji wymiaru sprawiedliwości w sądownictwie wojskowym w latach 1946-1955, skupiając się na obszarze naszego województwa.
Ta tematyka, ale nieograniczona już terytorialnie, powraca u Patryka Pleskota z pełnym akcentowaniem procesów pokazowych, będących swoistą formą represji. Kampanie medialne z nowomową, która miała spełniać doniosłe funkcje selektywne, perswazyjne i kontrolno- performatywne. Czytelnik będzie docierał do istoty postępowań sądowych, ale także prowadzonych śledztw z grafomaństwem, patetyzmem i ubóstwem środków językowych. To okres szlifowania mechanizmu sprawiedliwości nie tylko przez Prokuratury i Sądy Wojskowe, ale także dyspozycyjnych obrońców, których dzisiaj po latach nazwiska i postawy wydają się być pełnym zaskoczeniem, zwłaszcza z ich późniejszymi wystąpieniami w okresie małej stabilizacji czy epoki gierkowskiej. Temu miały także sprzyjać w tamtym czasie tworzone na potrzeby chwili ataki na Urzędy Bezpieczeństwa czy posterunki Milicji Obywatelskiej, rzekomo pod pozorem samoobrony.
Z rozpraw okresu stalinowskiego nie sposób pominąć procesu „generalskiego”, który swoje źródła miał w listopadowym III Plenum KC PZPR w 1949 roku. Bolesław Bierut mówił wówczas o „spisku agentur imperialistycznych”.
Wyselekcjonowano oficerów sanacyjnych i emigracyjnych, niezależnie od ich dotychczasowych zasług dla „ludowej ojczyzny”. Wytypowano gen. Stanisława Tatara, pułkowników Mariana Utnika i Stanisława Nowickiego tworzących tzw. „komitet trzech”. To wówczas powołano fundację „Drawa”, której celem było rozdysponowanie środków finansowych (10 milionów dolarów) przekazanych na pomoc dla podziemia w naszym kraju. Dalsze represje oficerowie Głównego Zarządu Informacji Ludowego Wojska Polskiego stosowali już wspólnie z funkcjonariuszami Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego.
Pojawiają się osoby generałów Stefana Mossora i Jerzego Kirchmayera, prokuratorów wojskowych gen. Stanisława Zarakowskiego (zdegradowanego w 1991 roku do stopnia szeregowca) i płk. Antoniego Skulbaszewskiego.
Czytając relacje z tych postępowań sądowych i analizując wystąpienia prokuratorów i postawy sędziów orzekających (wymienionych ze stopnia wojskowego, imienia i nazwiska), nie sposób nie sięgnąć do wydanej w 1953 roku przez „Książkę i Wiedzę” przemówień prokuratora Andrieja Wyszyńskiego, oskarżyciela w procesach pokazowych z okresu wielkiego terroru w ZSRR. Pojawił się on również w 1946 roku w Norymberdze, kierując radziecką delegacją biorącą udział w procesie zbrodniarzy hitlerowskich, próbując oddziaływać na decyzje sędziów Trybunału. Książka zawiera dziesięć relacji bardzo interesujących postępowań sądowych z lat 1924-1938, gdzie Wyszyński nie tylko piętnował odchylenia polityczne, czy szkodnictwo, ale także odnosił się do procesu leningradzkich pracowników sądowych.
Te przemówienia oskarżycielskie stały się wzorem dla polskich prokuratorów okresu stalinowskiego, a także dla wystąpień niektórych z obrońców, co zupełnie zaskakuje i momentami szokuje. Jakże doskonałą lekturą jest umiejętne połączenie książki Pleskota z wystąpieniami sądowymi Wyszyńskiego, uzupełnionymi o kolejną pozycję Stanisława Marata i Jacka Snopkiewicza „ Zbrodnia – sprawa generała Fieldorfa-Nila” wydaną w Warszawie 1989 roku.
Na marginesie wspomnę, że w tym procesie jawi się znakomity obrońca adw. Jerzy Hering, dzięki któremu Władysław Bartoszewski opuścił zakład karny w 1954 roku na trzy lata przed upływem zapadłego wobec niego wyroku. Dysponuję kserokopią rewizji tego doskonałego adwokata od wyroku skazującego gen. Fieldorfa. To perełka prawnicza.
Sędziowie i prokuratorzy tamtego okresu nie zostaną anonimowi, kiedy uzupełnimy o nich wiedzę z książki „Prawnicy czasów bezprawia – sędziowie i prokuratorzy wojskowi w Polsce w lata 1944-1956”, autorstwa Krzysztofa Szwagrzyka wydanej w 2005 roku przez Instytut Pamięci Narodowej. Obraz tych ludzi, którzy tam się pojawią w trakcie lektury powoli przechodzi w sposób wyraźny w środowisko adwokackie, gdzie znajdują oni swoją „spokojną i cichą przystań”, przy braku sprzeciwu ze strony oddanych Polskiej Palestrze prawdziwych obrońców w tamtych trudnych procesach politycznych.
Patryk Pleskot przenosi nas płynnie do procesu kieleckiego biskupa Czesława Kaczmarka i negatywnej roli narzuconego mu obrońcy w osobie adw. Mieczysława Maślanko. W składzie orzekającym dopuszczającym praktycznie jedynie dowody obciążające zasiadał ppłk. Stanisław Stojanowski (szef szczecińskiego Wojskowego Sądu Rejonowego). Zmarłego w 1963 roku biskupa ostatecznie zrehabilitowano dopiero w 1990 roku.
W tej obszernej liczącej sobie 719 stron pozycji książkowej znajdujemy również procesy „wychowawcze” z czasów małej stabilizacji i epoki gierkowskiej, a także „taterników”, Grzegorza Przemyka, zabójców księdza Jerzego Popiełuszki czy Radia „Solidarność”.
Na wstępie wspomniałem, że „Ślady bezprawia” mają swój akcent szczeciński. To właśnie proces organizatorów podziemnego Radia „Solidarność” utworzonego przez znane małżeństwo opozycjonistów Zofię i Zbigniewa Romaszewskich.
Oficjalnie wojskowe śledztwo zostało wszczęte w dniu 15 kwietnia 1982 roku, ale reżyserzy późniejszego procesu prowadzonego w trybie zwykłym, a nie doraźnym nie zamierzali go w żaden sposób rozszerzać czasowo.
Przewodniczącym składu orzekającego został major Andrzej Łęczyński ze szczecińskiego Wojskowego Sądu Garnizonowego. Funkcję ławników pełnili oficerowie z Wojskowej Akademii Politycznej i jednostki MSW. Prokuraturę wojskową reprezentował ppłk Olgierd Izbrant wsławiony na terenie kraju licznymi oskarżeniami w procesach działaczy „Solidarności”. Ława obrończa była pełna znakomitych nazwisk. Bronili między innymi tacy adwokaci jak Jacek Taylor, Jan Olszewski, Stanisław Szczuka, Andrzej Grabiński, czy Czesław Jaworski.
Do dyspozycji zainteresowanych osób było niewiele przepustek. Starano się bowiem ograniczyć niekontrolowaną przez filtr medialny przestrzeń wypowiedzi tak obojga Romaszewskich, jak i pozostałych oskarżonych.
To proces o wybitnie politycznym charakterze. Rozpoczął się w dniu 24 stycznia 1983 roku przed Sądem Warszawskiego Okręgu Wojskowego, a o jego przebiegu informowano na bieżąco „dyrektoriat” (nieformalnie ścisłe kierownictwo partyjno-państwowe). Wyrok wydano w lutym tegoż roku, a postępowanie rewizyjne zakończono już z końcem kwietnia 1983 roku. Ocenę postępowania sądowego ze strony dyspozycyjności i tzw. „elegancji” przewodniczącego składu orzekającego pozostawię jednak czytelnikom. Łęczyński został wpisany na listę adwokatów Izby Szczecińskiej w 1996 roku, a w połowie roku 2013 został skreślony na własną prośbę.
Te sześć pozycji, które Państwu rekomenduję jako bibliofilskie doskonałości dopełniają jeszcze dwa wydania, które dzisiaj są już antykwariackimi unikatami.
Numery 1-2 (styczeń- luty 1986 roku) „Poezji” poświęconej białym plamom w latach 1950-1955 oddające dość ponury obraz stanu umysłów i postępowania wielu osób, które pragnęły uchodzić za wszelką cenę za wzory do naśladowania. Dokonuje się to także w biuletynie Rady Adwokackiej i Komitetu Frontu Narodowego Izby Adwokackiej w Szczecinie ze stycznia 1957 roku z ciekawym w swej treści wyciągiem z protokołu sesji Miejskiej Rady Narodowej z dnia 7 listopada 1956 roku zawierającym dyskusyjną wypowiedź prokuratora wojskowego Kazimierza Golczewskiego na temat szczecińskiej Palestry (vide moja publikacja we wrześniowym numerze „In Gremio” z 2019 roku oraz książka „Roman Łyczywek na Sali sądowej i nie tylko”).
Mam pełną świadomość, że być może poruszyłem zbyt wiele wątków z zakresu „czytelnictwa”, ale te wszystkie książki wciągają, uzupełniają się i co ciekawe, zamykają się na chwilę celem przejścia do kolejnej, aby uzyskać pełny obraz wydarzeń tamtych trudnych dla nas wszystkich lat.
Ażeby obraz uczynić jeszcze bardziej pełnym polecam z okresu umacniania w Polsce komunistycznej nomenklatury, w tym prawniczej sprowadzonej do pojęcia „władza ludowa”, książkę podpułkownika służby bezpieczeństwa Jozefa Światło „Za kulisami bezpieki i partii” wydawnictwa „Vist” z 1984 roku. Jak pamiętamy w grudniu 1953 roku opuścił on nielegalnie kraj i w „Głosie wolnej Polski” z Nowego Yorku przybliżał realia tamtego okresu.
Deklaruję ewentualną pomoc w poszukiwaniu tych unikalnych pozycji książkowych.
Nie możemy jako adwokaci dopuścić do sytuacji, aby czas ominął bezpowrotnie okres destabilizacji polskiego wymiaru sprawiedliwości i przyczynił się do jego
zapomnienia.