Jak ocenił trzy miesiące temu przedstawiciel Ministerstwa Sprawiedliwości w czasie wystąpienia na Zebraniu Delegatów SSP Iustitia w Mszczonowie – mamy poważny kryzys. Stwierdzenie to – co można założyć na podstawie sumy ostatnich wystąpień przedstawicieli resortu – odnieść należy do polskiego sądownictwa, a właściwie do wszystkich podmiotów i czynników tworzących strukturę i obszar wymiaru sprawiedliwości.

Przyzwyczailiśmy się, że optyka polityków bywa znacząco inna, niż podmiotów ich decyzji i adresatów ich działań. Jeśli jednak mamy mówić o kryzysie, to poszukajmy jego symptomów. Czy zatem sądownictwo powszechne nie funkcjonuje, pozostawiając wymiar sprawiedliwości w chaosie bezładnych działań i nieokreślonych relacji prawnych, albo co gorsza w ogniu samosądów? Czy ochrona i obsługa prawna w sądach i poza nimi przestała być nagle świadczona przez dużą grupę kompetentnych adwokatów i radców prawnych? Czy jakakolwiek gałąź prawa nie jest już obiektem analiz i doskonalenia dokonywanych przez naukę prawa? Odpowiedzi na te pytania są oczywiście negatywne, ale nie kształtuje to bieżących ocen decydentów. W przekazie kolejnych dni rządzi ów „kryzys” – oczywiście jako wyzwanie do reakcji przez wszechwiedzących uzdrowicieli sytuacji.
Uczestnicy Kongresu Prawników Polskich, który odbywał się w Katowicach 20 maja b.r. mieli wolę rozmowy także o diagnozie polityków odnośnie owego kryzysu.
Inicjatywa wymiany różnych, także krytycznych opinii, kryła się już w samej idei obecności na Kongresie przedstawicieli wszystkich profesji prawniczych, świata nauki oraz organizacji pozarządowych. Poprzedni taki kongres odbył się przed II Wojną Światową. Propozycja i formuła spotkania była prośbą wobec wszystkich, by przyczynić się do tego dialogu i pewnego poziomu porozumienia. I co w odniesieniu do tych oczekiwań wynikało z długiego przemówienia przedstawiciela Ministerstwa Sprawiedliwości? Otóż przede wszystkim, że czasy wymiaru sprawiedliwości epoki stalinizmu, czy socjalizmu nie zostały rozliczone, jak również, że istnieje pobłażliwość we współczesnym sądownictwie dyscyplinarnym sędziów. Wywodził temu podobne zarzuty młody mówca patrząc na audytorium, w którym przeważali właśnie młodzi prawnicy. I oczywiście czynił to nie na darmo, bo te właśnie zarzuty mają ważyć dziś na zmianach kadrowych w sądownictwie i całym wymiarze sprawiedliwości. Powiedzmy wprost – na przesunięciu w zawodowy niebyt części prawników, w szczególności sędziów.
Pomijając retoryczną moc słów wypowiadanych przez Wiceministra Sprawiedliwości, co spowodowało spontaniczny protest i opuszczenie sali przez większość uczestników, swoisty surrealizm sytuacji wynikał właśnie z tego, że zamiast dyskutować o funkcjonalnych wadach obecnego stanu – czyniąc to wśród ludzi, którzy mają potencjał by je wyeliminować – uczestnicy Kongresu doświadczyli wywodu traktującego o historiozoficznej wizji rozliczeń i komentarza do zasad zawodowego dyscyplinowania. Wywód ten omijał cały merytoryczny porządek obrad, który organizatorzy Kongresu poświęcili funkcjonowaniu i pomysłom zmian w wymiarze sprawiedliwości, przygotowanych przez panelistów w osobach sędziów, adwokatów, radców prawnych i naukowców. Idee te rozciągały się od usprawnień w procedurach, a kończyły na edukacji prawnej obywateli.
Czy zatem Kongres Prawników Polskich miał sens, jako suma wielkiego wysiłku organizacyjnego i wysiłku uczestników, którzy pokonali czasem po kilkaset kilometrów, aby w nim wziąć udział?
Odpowiem, że miał – właśnie całą siłą wystąpień programowych, dyskusji która przez cały czas toczyła się także w kuluarach, doświadczeniem woli wspólnej ochrony pryncypiów prawa i zasad demokratycznego państwa. Miał sens i racje wynikające przede wszystkim z potencjału wypowiadanych z mównicy i poza nią pomysłów prawników na zmiany w wymiarze sprawiedliwości.
W odniesieniu to tego gesty alienacji, nieprzychylności wobec idei dialogu, czy słabo kamuflowanych ahistorycznych rozliczeń mogą być otoczone jedynie milczeniem.