Kolejne, tym razem powakacyjne spotkanie z adwokackimi exlibrisami przypomni nam ich właścicieli, których jeszcze nie tak dawno spotykaliśmy w pokoju adwokackim. Lubiani i cenieni w środowisku, życzliwi wszystkim, dla których toga z zielonym żabotem była wyznacznikiem doskonałości zawodowej.

Barbara Jarmułowicz-Dąbrowska należała do grona absolwentów Pobożniaka, gdzie wspólnie z Jerzym Piosickim, jak to określili „pobierali nauki”. Od tego okresu czasu wołano na nią „Fasola”. Jerzy przyrzekł Barbarze exlibris i słowa dotrzymał. Bardzo Ją lubił i cenił, czemu dawał niejednokrotnie wyraz w czasie wspólnych spotkań. Urodzona pod znakiem Panny gromadziła w swoich zbiorach wydawnictwa pamiętnikarskie, biograficzne, a także książki historyczne ze szczególnym uwzględnieniem okresu II Wojny Światowej. Ten znak własności sygnował także Jej zbiory prawnicze i kryminały, które uwielbiała.
Skrzyżowane paragrafy zdradzają profesję właścicielki tego księgoznaku, a rodzaj szczególnego hobby symbolizuje antyczna maska teatralna. Była bowiem wielbicielką tej sztuki widowiskowej. Słynęła z dowcipnych powiedzonek. Długie włosy zodiakalnej Panny ze swojego exlibrisu skwitowała krótko acz treściwie: „Byliśmy piękni i młodzi, a teraz jesteśmy tylko piękni”.
Ewa Witkowska, znana szczecińska plastyczka prezentująca swoje prace na międzynarodowych wystawach, wykonała exlibris metodą drzeworytu dla Mecenasa Wojciecha Jędrowskiego w połowie lat siedemdziesiątych. Co ciekawe, nigdy nie trafił on do rąk właściciela księgozbioru. Został opublikowany dopiero w styczniu 1990 r. w „Kurierze Szczecińskim” przez Jerzego Piosickiego w ramach prezentowanego przez niego cyklu poświęconego sztuce artystycznej. To wówczas dowiedział się o nim właściciel znaku.

Ten poznaniak z urodzenia, a szczecinianin z wyboru, od 1956 r. był nie tylko wzorem elegancji i dobrego smaku, ale przy tym człowiekiem niezwykle ujmującym i z dużym poczuciem humoru. Nieliczni pamiętają go jako właściciela samochodu DKW Junior. Jadąc swego czasu koło Łeby nie zatrzymał się na żądanie milicjanta będącego w cywilu, ale z „lizakiem” w ręku. Dojechał do zamkniętego szlabanu kolejowego, do którego po chwili doszedł ów funkcjonariusz mówiąc „jestem z milicji”. Wojtek na to z rozbrajającym uśmiechem odpowiedział „A ja z Witkowa powiat Gniezno”.
Pozwolę sobie przytoczyć jeszcze dwie anegdoty, bo to postać znamienita i godna przypomnienia. Mecenas Jędrowski miał zwyczaj generalnie nie odmawiać kolegom, gdy proszono go o pożyczkę jakichś przedmiotów. Zwrócił się pewnego razu do jednego z adwokatów o udostępnienie mu na kilka dni wzmacniacza do radia, którego tenże był właścicielem. Kolega odmówił. Po kilkunastu dniach ów adwokat poprosił Wojtka o pożyczenie kosiarki do trawy, która na tamte czasy była towarem poszukiwanym. Dowcipnie Wojtek odmówił mu mówiąc: „Przynieś do mnie swój trawnik to go skosimy”.
I ostatni już akcent wspomnieniowy, tym razem z sali sądowej. Mecenas Jędrowski bronił oskarżonego Pawłowa, który na ławie oskarżonych zasiadł ze swoim kompanem podejrzany o zabójstwo kobiety na ul. Mazurskiej. Obaj podsądni nie przyznawali się konsekwentnie do winy, będąc przekonanymi o swojej bezkarności. Po ogłoszeniu wyroku orzekającego karę śmierci Pawłow powiedział głośno: „Chyba w zawieszeniu”. Mecenas Jędrowski odpowiedział: „Tak, ale przez powieszenie”.

Kolejnym poznaniakiem, który związał swoje życie (nie tylko zawodowe) ze Szczecinem, był adwokat Lech Koszewski. Swoim skomplikowanym życiorysem mógłby obdzielić kilka, a może nawet kilkanaście osób. Jego patronami byli z zakresu prawa cywilnego Władysław Bień, zaś prawa karnego Roman Łyczywek. O aplikantów dbał wówczas Mecenas Zdzisław Czerkawski, jako kierownik szkolenia.
Życie zawodowe połączyło mnie z Lechem Koszewskim na kilka dobrych lat, w trakcie wspólnej praktyki w Zespole Adwokackim nr 2. Pod maską „surowego i dyscyplinującego innych” człowieka kryła się otwartość do wszystkich, ciepło i zrozumienie w każdej sytuacji. Ten zodiakalny Byk twardo stąpający po ziemi, nie ufał na początku znajomości innym, ale dłuższe kontakty otwierały się z czasem na nowopoznanego. Cenił i dbał o zachowania zgodne z polską tradycją. Był przecież synem przedwojennego dziekana Izby Poznańskiej.
Niewielu już dzisiaj pamięta jego doskonały podział w życiu prywatnym na dni parzyste i nieparzyste. Niechaj to jednak pozostanie tajemnicą piszącego te słowa.
Autorem exlibrisu był Jerzy Piosicki, także członek Zespołu Adwokackiego nr 2.

W 1984 roku Jerzy Piosicki wykonał metodą cynkotypii exlibris adw. Longina Tadeusza, komponując go w zasadzie z trzech motywów – symboli oddających zawód, hobby i znak zodiaku.
Ten zodiakalny Baran miał bogaty księgozbiór, a jego pasją były podróże. Wraz z Mecenasem Michałem Domagałą odbyli podróż dookoła świata z przygodami godnymi spisania. Po wejściu na pokład każdego samolotu, jak wspomina po latach Jego towarzysz podróży, Longin domagał się od obsługi stosownego serwisu, mimo że samolot pozostawał jeszcze na stanowisku manewrowym. Podobno uwielbiał to zakłopotanie stewardess.
Gdy zapytałem Jurka Piosickiego dlaczego umieścił kobietę w centrum exlibrisu uśmiechnął się szelmowsko i odpowiedział z sobie tylko właściwą powagą: „O ile dobrze pamiętam to była chyba jakaś jego słabość”. Znak własności księgozbioru jego właściciela nie uwzględnił jednak późniejszej pasji „Longa” (jak go nazywano) – gry w golfa, która przyniosła mu szereg tytułów i sukcesów sportowych.
A może warto pomyśleć o stworzeniu w siedzibie naszej Rady „Prawniczej Galerii Exlibrisu”. Te własnościowe formy graficzne zbliżyłyby nas na pewno do powrotu do czytelnictwa książki papierowej, a może nawet kompletowania własnych księgozbiorów.
To tyle pourlopowych dywagacji na tematy nie tylko zawodowe.