Pamiętam grudniowy poranek 2003 roku, kiedy w Pałacu Prezydenckim w tłumie kilkuset sędziów oczekiwałem na nominację sędziowską. I pewnie tylko ten podniosły moment celebracji utkwiłby w mej pamięci, gdyby nie nieoczekiwane stwierdzenie mojego dawnego kolegi ze studiów, który szykując się na przybycie prezydenta stwierdził nagle, że „jak tylko dostaje kwit sędziego, odpęka jeszcze tylko dwa lata karencji i ma już dograną adwokaturę”. Tyle bowiem trzeba było pracować jako sędzia, aby móc ubiegać się o wpis na listę adwokatów. Z naciskiem na słowo „ubiegać”, bo dostęp do tzw. „wolnych” zawodów prawniczych dla przeciętnego absolwenta prawa wydawał się być podówczas zamknięty. A przynajmniej mocno ograniczony.
Chyba tylko ja zapałałem oburzeniem na tego rodzaju stwierdzenie. Większość kandydatów na sędziów zareagowała na stwierdzenie kolegi pełnym zrozumieniem, a wręcz zazdrością. Skoro może zostać adwokatem, ma taką szansę – dlaczego z niej nie skorzystać. Będąc sędziami otrzymywaliśmy podówczas wolność orzeczniczą, ale będąc adwokatami – wolność ekonomiczną.
Od tej chwili minęło nieomal 19 lat. Wiatr zmian i permanentne próby „reformy” wymiaru sprawiedliwości znacząco zmieniły postrzeganie prestiżu zawodów prawniczych. Ale czy zmieniły postrzeganie samej roli adwokata przez sędziów? A może inaczej, prościej – jak sędziowie postrzegają adwokatów w systemie wymiaru sprawiedliwości?
Przy okazji celebracji 70-lecia Szczecińskiej Izby Adwokackiej odpowiedzi na te pytanie pokusiłem się poszukać wśród moich znajomych i przyjaciół sędziów. Z różnych stron kraju i nie tylko. I z różnych szczebli wymiaru sprawiedliwości. Tych, którzy zdecydowali się wypowiadać, bo przyznać muszę, że niechęć do wypowiadania się przez „zwykłych” sędziów nawet do tak niezwykłego pisma, jakim jest InGremio, była przeogromna. Wszystkich poprosiłem o rozwinięcie zdania: ADWOKAT DLA MNIE, TO…
Zaczynamy…
Dorota Bassa, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie:
Adwokat to dla mnie przede wszystkim rola procesowa, która należycie i ze starannością wypełniana może przekładać się na wynik procesu sądowego.
Niewątpliwie nie jest to rola łatwa, z czego prawdopodobnie nie zdaje sobie sprawy część kandydatów do zawodu. W ramach praktyk aplikacyjnych po zakończonej rozprawie zdarzały się pytania aplikantów „dlaczego ten pełnomocnik opowiadał takie herezje, przecież ta kwestia już od dawna jest wyjaśniona w przepisach czy orzecznictwie”. To otwierało dyskusję na temat tego, jak pani/pan zbudowaliby linię obrony klienta w dokładnie takim stanie faktycznym, jak w tej sprawie. Okazywało się, że znalezienie równowagi pomiędzy wiedzą własną a powinnością obrony interesów prawnych klienta nie jest sprawą łatwą. Konieczność zbudowania spójnych wewnętrznie wywodów dla przeciwstawnych stanowisk stron jest jednak zasadniczym elementem trwania dyskusji prawnej, która w sposób ciągły przyczynia się do wdrażania nowych rozwiązań prawnych i budowania linii orzeczniczej sądów.
Maciej Strączyński, sędzia Sądu Okręgowego w Szczecinie:
Adwokat dla mnie to reprezentant interesów strony. Nie mogę traktować go jak osoby, której cel jest taki, jak mój – ustalenie prawdy i wydanie właściwego wyroku. Często, zwłaszcza w sprawie karnej, nie wolno mu do tego dążyć. On musi działać dla dobra swego mandanta, a nie sprawiedliwości: tak nakazuje mu prawo, zawsze tak było. Jeśli ustalenie prawdy leży w interesie jego klienta, to cele te będą zbieżne, ale przecież prokuratorzy nie oskarżają masowo ludzi niewinnych, większość oskarżonych coś na sumieniu ma. Chciałbym, żeby adwokat był profesjonalistą w sensie sposobu działania i doradcą mandanta, którym jest nie każdy z nich. On ma tłumaczyć mandantowi, co należy w jego sytuacji robić. A jeśli mandant jest głupi, co się zdarza, przynajmniej spróbować. Wykonując głupie polecenia mandanta, adwokat działa na jego szkodę i o tym wie, ale sam mandant o tym nie wie. Mandant będzie »
» zadowolony, sąd zirytowany, że adwokat udaje wariata, ale adwokat nie narazi się na skargę, choć mandantowi nie pomoże. Dlatego nie nadawałbym się na adwokata. Nie potrafię wykonywać poleceń kogoś, komu „nikt nie wmówi, że białe jest białe, a czarne jest czarne”.
Maja Jabłońska, sędzia Sądu Rejonowego w Olsztynie:
Adwokat dla mnie to reprezentant strony, ktoś, kto swoją wiedzą i doświadczeniem wspiera stronę. Nie mam jednoznacznego obrazu adwokata. Tak jak różni są sędziowie, tak i różni są adwokaci. Natomiast orzekanie w wydziale rodzinnym nauczyło mnie doceniać tych adwokatów, którzy tonują emocje, pomagają stronom osiągnąć porozumienie. Jest to szczególnie ważne w sprawach opiekuńczych, choć oczywiście nie we wszystkich jest możliwe. Doceniam te działania nie dlatego, że ułatwia mi to pracę, ale dlatego, że pozytywnie przekłada się to na sytuację osobistą stron, a przede wszystkim na sytuację dzieci, których postępowanie dotyczy. Długotrwałe, wyczerpujące postępowania antagonizują rodziców. Odbija się to na dzieciach, które w tej nieprzyjaznej atmosferze muszą żyć. Z satysfakcją muszę przyznać, że zdarza mi się pracować z adwokatami, którzy rozumieją ten problem i potrafią umiejętnie wpływać na strony w kierunku porozumienia albo chociaż paktu o nieagresji, działając tym samym na rzecz swoich klientów i ich dzieci.
Joanna Guttzeit, sędzia Sądu Rejonowego w Pankow (Niemcy):
Adwokat dla mnie jako sędziego rodzinnego to profesjonalista, który zwłaszcza w postępowaniach z udziałem dzieci mimo reprezentacji interesów swojego klienta potrafi spojrzeć na sprawę z punktu nadrzędnego interesu dobra dziecka. Pełnomocnicy w niemieckich sądach rodzinnych siadają ze mną i urzędem do spraw dzieci i młodzieży razem do wspólnego stołu na rozprawie, aby znaleźć wspólne rozwiązanie, czy też opracować perspektywy pomocy dla danej rodziny. Z perspektywy byłego adwokata, a teraz sędziego, zdaję sobie sprawę, jaki kawał czasochłonnej pracy (zarówno prawniczej, jak i psychologicznej) wykonują oni ze stronami przed rozprawą. Z tego powodu cieszę się zawsze z każdego profesjonalnego pełnomocnika w sprawie rodzinnej!
Adam Redzik, sędzia Sądu Najwyższego:
Eugeniusz Waśkowski napisał w latach 90. XIX w., że adwokat jest rzecznikiem nie tylko swojego klienta, ale też rzecznikiem społeczeństwa. W licznych swoich publikacjach na temat postępowania sądowego zwracał on też uwagę na rolę, jaką pełnią adwokaci wobec składu sędziowskiego. W dawnych czasach (w tym w pierwszej Rzeczypospolitej) rola ta była szczególnie ważna, gdyż w postępowaniach sądowych właściwie tylko adwokaci dobrze znali prawo, zarówno materialne, jak i formalne. Sędziowie, z uwagi na dziedziczenie i nabywanie tytułu, najczęściej znaczącej wiedzy prawniczej nie posiadali. Adwokaci byli więc postrzegani jako rzecznicy prawa, czy też prawa i słuszności. Uległo to zmianie w XIX w., gdy wprowadzono wymóg wykształcenia dla sędziów, a następnie gwarancje niezawisłości sędziowskiej (nieusuwalność oraz godziwe uposażenie), co w istocie doprowadziło do wykształcenia i ugruntowania się niezależnej władzy sądowniczej. Ale czy przez to adwokat stał się wyłącznie rzecznikiem klienta? Regulacje ustrojowe samorządu, jak uchwały wewnętrzne Adwokatury zdają się wskazywać, że istotą etosu adwokackiego jest dbanie nie tylko o interesy klienta, ale też społeczeństwa i państwa. Dewiza zaś Adwokatury głosi: Prawo, Ojczyzna, Honor – choć wielu o tym może nie pamięta.
Było to na początku 2014 r. Tego dnia wybitny warszawski adwokat Czesław Jaworski wszedł do gabinetu bardzo zdenerwowany. Na co dzień był opanowany i spokojny, pełen taktu. Tym razem był poruszony do głębi. Nie potrafił się uspokoić. Dopiero po dłuższym czasie wyjaśnił, że wraca z sądu okręgowego. Nie pamiętam dziś szczegółów, ale tym, co tak wyprowadziło Mecenasa Jaworskiego z równowagi, było zachowanie młodego sędziego wobec sędziwego obrońcy. „Panie Adamie, to jest nie do pomyślenia, żeby sędzia na sali sądowej traktował adwokata (obrońcę) jako swojego przeciwnika, jako natręta, który zakłóca mu przebieg rozprawy, a przy tym traktował tego adwokata z nieskrywaną pogardą” – powiedział. I dodał, że przez życie przenosił szacunek do sędziów i przekonanie, które wyrobili w nim jeszcze przedwojenni adwokaci, że rolą adwokata jest nie tylko dbać o interes swojego klienta, ale stanowić też wsparcie dla sądu, nie tylko okazywanym szacunkiem wobec sędziów, ale i przedstawianą wykładnią prawa. Zastanawiałem się wówczas, jak owo wsparcie sądu postrzegają sędziowie. Rozmawiając po pewnym czasie z doświadczonym warszawskim sędzią zapytałem go, jaką rolę w procesie pełni wg niego adwokat. Nie zastanawiał się długo i odpowiedział – „profesjonalnego pełnomocnika strony, który wykorzysta wszelkie sztuczki, żeby opóźnić postępowanie”. A bywa dla ciebie pomocny? – dopytałem. Otrzymałem odpowiedź „no wiesz…”. Kolega urwał rozmowę. Taka jego postawa wynikała zapewne z doświadczenia, z obserwacji tego, jak współcześnie zachowują się liczni adwokaci w sądzie… Nie raz było mi wstyd. Zapominają o jednej z ważniejszych zasad godności zawodu: „Adwokat obowiązany jest zachować umiar i takt wobec sądu, urzędów i instytucji, przed którymi występuje”.

Minęło kilka lat. Mogłem poznać bliżej perspektywę sędziowską roli adwokata w procesie, chociaż w sądzie prawa. Dotychczasowe doświadczenie pozwala na kilka refleksji.
Nie mam wątpliwości, że nawet w najwyższej instancji najodpowiedniejszą formą orzekania jest orzekanie na rozprawie. W rzeczywistości jest to rzadkie, co argumentuje się tym, że w sądzie prawa nie ma potrzeby wyznaczania rozpraw (inaczej w postępowaniu karnym). Co do roli profesjonalnych pełnomocników, to – jak powszechnie wiadomo – udział ich w postępowaniu jest właściwie konieczny, to oni też (co do zasady) je inicjują. W postępowaniach przed Sądem Najwyższym występują najczęściej dalece wyspecjalizowani radcowie prawni i adwokaci. Wynika to też ze specyfiki rozpoznawanych spraw. Na przykład w sprawach z zakresu ochrony konkurencji i konsumentów, czy z zakresu tzw. spraw regulacyjnych dostarczają oni fachowej wiedzy o perspektywie strony postępowania. Bywa, że sprawa jest na tyle skomplikowana, iż strona jest reprezentowana przez trzech bardzo dobrych pełnomocników. Rozprawa staje się wówczas nie tylko miejscem wymiany poglądów na wykładnię prawa, ale pozwala składowi sędziowskiemu rozwiać możliwe wątpliwości, czy skorygować pogląd wyrobiony w trakcie przygotowywania sprawy.
Najczęściej adwokaci podkreślają, że działają w interesie klienta, a ten w sporze ma rację. Tylko raz zdarzyło się mi, że w sprawie prowadzonej według przepisów postępowania karnego adwokat wszedł w rolę, o której wspominał Mecenas Jaworski. Wszedł naturalnie, nieceremonialnie, a sugestywnie. Klasa, z jaką to uczynił, robiła wrażenie. Słuchając tego bardzo doświadczonego adwokata i zadając mu potem pytania, w pamięci odżyła mi wypowiedź ś.p. Mecenasa Jaworskiego – rolą adwokata jest nie tylko dbać o interes swojego klienta, ale stanowić też profesjonalne wsparcie dla sądu.
Na zakończenie, jako sędzia Sądu Rejonowego w Łobzie pragnę życzyć sobie tego, aby każdy adwokat był jak najczęściej profesjonalnym wsparciem dla sędziego. Ale samym adwokatom życzę tego, aby i dla nich sędzia był profesjonalistą, gotowym wysłuchać i rozważyć każdy argument w trosce o wydanie jak najsprawiedliwszego orzeczenia. Życzę tego jak najszczerzej, bo wsłuchując się w głosy adwokatów odnoszę wrażenie, że coraz trudniej o taką postawę.
Sto lat. I więcej.