W ramach realizowanego cyklu „czytelnictwo” przedstawię Państwu cztery interesujące pozycje, które łączy nie tylko wątek sowietyzacji naszego kraju i wymiaru sprawiedliwości, ale również wyraźne i trwałe ślady adwokackiej działalności w latach minionych.
Są nimi: wydana w 2019 roku przez Bollinari Publishing House Aldony Zaorskiej „Poznaj ich prawdziwe nazwiska”, „Poznański Czerwiec 1956 roku”, który ukazał się drukiem w 1990 roku pod redakcją Jarosława Maciejewskiego i Zofii Trojanowiczowej, adwokata Stefana Korbońskiego, publikowana po raz pierwszy w Polsce „Między młotem a kowadłem” oraz najstarsza, bo z 1947 roku, „Przyczyny ucieczki Mikołajczyka – zatajony dokument – rewelacyjne zeznania” (Wielkopolska Księgarnia Wydawnicza).
Początkiem zdarzeń i prezentacji osób w nich przedstawionych jest czwarty rozbiór Polski dokonany 17 września 1939 roku. To w tym czasie decydowano, jak przeszłość wpłynie na teraźniejszość i czy pochodzenie ma znaczenie dla wyraźnego zaistnienia w życiu politycznym. Pojawiał się początkowo mgliście, a potem bardziej wyraziście, obraz przyszłej Polski rządzonej przez wykształconych w Rosji komunistów, dla których nawet tożsamość ludzi była zakłamana. Ten przełom dziejowo-osobowy przybliża czytelnikom Aldona Zaorska, przytaczając nie tylko fakty i biografie, ale także bogate źródła historyczne w tym fotograficzne. Początkiem rozważań jest niedokonanie rozliczenia sprawców zamordowania polskich oficerów na terenie sowieckiej Rosji przez NKWD. To wówczas zjawili się Polacy z żydowskim pochodzeniem, którzy chętnie służyli swoimi umiejętnościami, wiedzą i dyspozycyjnością dla nowej władzy, głosząc przy tym kult Stalina. Lata następne ugruntowały już tendencje komunistyczne takich osób jak Wojciech Jaruzelski, Bolesław Bierut, Michał Rola-Żymierski, Adam Schaff, Zygmunt Bauman czy inni prominentni aparatczycy.
10 listopada 1945 roku został uchwalony dekret o zmianie i ustaleniu imion i nazwisk. Ten akt prawny zawierał jeden punkt bardzo ułatwiający „zrzucenie” prawdziwej tożsamości i przybranie nowej. Art. 18 dekretu brzmiał: „dla osób, które przybrały nowe imię lub nazwisko w czasie pełnienia służby w Wojsku Polskim od dnia 1 września 1939 roku do dnia 9 maja 1945 roku do uznania zmiany imienia lub nazwiska za prawnie wystarczające jest zaświadczenie o zmianie, wydane przez Ministerstwo Obrony Narodowej.”. Pozwalało to nie tylko na zmianę ośmieszającego nazwiska, ale w szczególności miało uchronić przed odpowiedzialnością ze strony Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych osoby, które niekoniecznie swoimi życiorysami zapisały się chlubnie w dotychczasowej historii. W efekcie tego dekretu setki, jeżeli nie tysiące osób, głównie pochodzenia żydowskiego zmieniało nazwiska na typowo polskie.
W rozdziale poświęcanym literatom jedynymi pozytywnymi postaciami są pisarze Tadeusz Dołęga-Mostowicz – uczestnik wojen 1920 i 1939 roku, którego książki stały się podwalinami scenariuszy do późniejszych filmów „Kariera Nikodema Dyzmy” (z genialną rolą Romana Wilhelmiego), czy „Znachor” (wzruszająca rola Jerzego Bińczyckiego) oraz Stanisław Ignacy Witkiewicz-Witkacy, który popełnił samobójstwo w dzień po wejściu wojsk sowieckich na teren Polski.
Autorka przywołuje między innymi negatywne biografie małżonków Janiny i Władysława Broniewskich, poetów Adama Ważyka i Witolda Wirpszy, pisarzy Jerzego Putramenta i Bohdana Czeszko oraz publicysty Jerzego Borejszo. Jest i fragment dotyczący urodzonego w Kijowie w rodzinie żydowskiej jako Mosze Lifszyc reżysera Aleksandra Forda, będącego w zażyłych kontaktach z Wandą Wasilewską i nieakceptującego wielu polskich zachowań. Pamiętamy go z ekranizacji „Krzyżaków”.
Tę książkę Aldony Zaorskiej trzeba przeczytać, by dowiedzieć się o sekrecie rosyjskich lalek zwanych „matrioszkami”. Byli to najlepiej wyszkoleni agenci NKWD i GRU, podstawieni w miejsce autentycznych osób i latami je udający niczym bracia bliźniacy. Wprowadzeni do władz PRL-u po roku 1989 aktywnie wpływali na polską politykę. Tajemnicę podobno znał Piotr Jaroszewicz, dysponujący także aktami osobowymi, co wywołało zaniepokojenie wielu i decyzję o eliminacji go z grona żyjących. Agentami wtórnikowymi mieli być z nadania generała NKWD Gieorgija Żukowa (odpowiedzialnego za odcinek polski) Bolesław Bierut i Wojciech Jaruzelski. Brak zgody dzieci obu zmarłych polityków na dokonanie identyfikacji za pomocą DNA, nie pozwala na jednoznaczne rozstrzygnięcie tych kwestii. Argumentację autorki, bardzo przekonującą, pozostawię jednak czytelnikom.
Są i akcenty współczesne – dokonania i kulisy śmierci Bronisława Geremka, droga do „Solidarności” Karola Modzelewskiego, czy kariera Andrzeja Morozowskiego, gwiazdy dziennikarstwa, syna zatwardziałego komunisty żydowskiego pochodzenia Mozesa Mordki. Odnajdujemy osobę Jana Lityńskiego, organizatora studenckich protestów z marca 1968 roku i jego późniejszą współpracę z Komitetem Obrony Robotników oraz Anny Komorowskiej – żony byłego prezydenta i jej koneksji rodzinnych. Dowiadujemy się o kulisach tworzenia serialu „Czterej pancerni i pies”, a także o „drugim życiu” Grzegorza Piotrowskiego, Waldemara Chmielewskiego i Leszka Pękali – zabójców ks. Jerzego Popiełuszki.
Józef Cyrankiewicz, także „bohater” tej pozycji, łączy się z „Poznańskim Czerwcem 1956 roku” słowami z wystąpienia radiowego wygłoszonego w dniu 29 czerwca. Stwierdził wówczas, że „kto odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie w interesie klasy robotniczej”. W publikacji tak bliskiej nie tylko Poznaniowi, ale wszystkim światłym Polakom, znajdujemy zarówno kalendarium procesów autorstwa adwokata Aleksandra Bergera (wspominałem Jego osobę w numerze lipcowo-sierpniowym „IN GREMIO”), jak i podłoże strajków oraz jego analizę. Możemy w ciszy naszego adwokackiego gabinetu zbliżyć się na dotknięcie dłoni do słów obrony wypowiedzianych przez adwokata Stanisława Hejmowskiego w „procesie dziesięciu”, czy wystąpienia biegłego profesora Józefa Chałasińskiego. Jego pierwsze słowa „Stanąłem wobec Wysokiego Sądu jako polski uczony” zabrzmiały dla władzy sądowniczej groźnie.
Aplikanci adwokaccy z zajęć z historii Adwokatury kojarzą niewątpliwie osobę Stefana Korbońskiego, organizatora w okresie okupacji łączności radiowej z Londynem. Ten poseł na Sejm Ustawodawczy z ramienia Polskiego Stronnictwa Ludowego w listopadzie 1947 r. nielegalnie opuścił kraj. Aktywny w następnych latach polityk emigracyjny osiadł na stałe w USA.
W wydanej w Londynie w 1969 roku książce „Między młotem a kowadłem” opublikował zbiór kilkunastu opowiadań poświęconych współpracy NKWD z Gestapo po aneksji naszego kraju, we wrześniu 1939 roku. Książka ukazała się po raz pierwszy w Polsce w 1990 roku i jest dzisiaj praktycznie niedostępna z uwagi na mały nakład. Wydawcą był Warszawski Delikon. Kupiłem ją w małym antykwariacie w Gdańsku, odłożoną na półkę z przecenami z uwagi na brak większego zainteresowania.
Prezesem PSL-u – opozycyjnego stronnictwa wobec komunistów był Stanisław Mikołajczyk stojący na czele Rządu Emigracyjnego, a następnie będący wicepremierem Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej. Starał się on w sposób bardzo rzeczowy kwestionować ustalenia porozumień jałtańskich, co do wschodniej granicy Polski. Zagrożony jednak aresztowaniem w październiku 1947 roku opuścił kraj przy wsparciu wywiadu brytyjskiego. Publikowane w 1947 roku sprawozdanie specjalnej Komisji Sejmowej (przygotowane przez prawnika, posła Zenona Kliszkę, późniejszego najbliższego współpracownika Władysława Gomułki) obarczone jest wieloma dogmatami i błędami dla utrzymania temperatury właściwej dla komunistycznych czasów. Zawiera ono także relacje niektórych posłów takich jak Czesław Wycech – działacz ruchu ludowego i marszałek Sejmu wielu kadencji czy Bolesław Drobner, człowiek o nie do końca sprecyzowanym stanowisku politycznym z akceptacją ówczesnego porządku społecznego i prawnego. Ta książka stanowi kontynuację czasową poprzednich omówionych przeze mnie w tym felietonie pozycji. Ujawnia sposób dojścia do wyznaczonego celu, we wszystkich aspektach, dla prawnika zupełnie niedopuszczalnych.
Życiowe i polityczne drogi Korbońskiego i Mikołajczyka spotkały się ponownie na emigracji. Mam świadomość, jako autor tego tekstu, że jego odbiór nie musi wszystkich czytelników zainteresować. Uważam jednak, że obecne wydarzenia i postawy decydentów mogą, ale nie powinny, bazować na osobowościach ludzi z minionych lat.
Ale pamiętajmy, jak mawiał Platon: miarą mowy nie jest ten, który mówi, lecz ten, który słucha. Prawda musi być czasem podkolorowana, bo inaczej nikt w nią nie uwierzy.