W ostatnich latach ten, kto chciał, mógł nauczyć się wiele nowego. Między innymi tego, że dla wielu obywateli nie jest jasne, czy sędziowie są w jakikolwiek sposób uprawnieni do sprawowania władzy. Stąd dające się słyszeć głosy krytyki, że sędziowie „próbują rządzić”. Można się teraz rozwodzić nad przyczynami tego stanu rzeczy.
Nie miejsce na to. Trzeba przyjąć do wiadomości, że skoro Słudzy Temidy nie rywalizują regularnie w wyborach i nie odnawiają w ten sposób swojego mandatu do sprawowania władzy, to ich legitymacja nie „rzuca się w oczy” społeczeństwu. A współcześnie każda władza musi nieustannie zabiegać o to, aby jej prawomocność była społecznie uznawana. Sądownictwo może to sensownie czynić jedynie poprzez niestrudzone pokazywanie w swym działaniu cnót, jakie reprezentuje. Cnoty, takie jak mądrość, powściągliwość, empatyczność, muszą być widoczne. Po pierwsze dlatego, że społeczeństwo tych właśnie cnót od sędziów oczekuje (w istocie dla inkorporowania tych cnót do treści abstrakcyjnych norm prawa tworzy i utrzymuje sądy). Po drugie dlatego, że hołdowanie tym cnotom odróżnia sądownictwo od pozostałych władz, których piastuni jakże często demonstrują raczej siłę, skłonność do przesady i radykalizm.
Czy sędziowie chcą pokazywać oczekiwane cnoty? Czy umieją je pokazywać? To pytania na inny tekst. Na pewno nie mój. Ja chcę zwrócić uwagę, że ostatnio kusi się wszystkich, by zaakceptowali coraz większe odgrodzenie sądownictwa od społeczeństwa, a nawet od samych uczestników postępowań sądowych. Od momentu ogłoszenia stanu epidemii, a było to 20 marca 2020 roku, wiele sądów zamknęło swoje drzwi dla publiczności sądowej. W ciągu ostatniego roku docierały do nas informacje o niewpuszczaniu dziennikarzy, widzów, czy tzw. osób zaufania. Kolejny poziom tajności osiągnęliśmy w maju 2021 roku, gdy Policja nie wpuściła do budynku sądowego adwokata chcącego wykonywać tam czynności zawodowe. O sprawie było głośno, gdyż był to budynek Sądu Najwyższego. Można się tylko domyślać, że wiele podobnych przypadków nie zostało nagłośnionych. Osoby „odprawione z kwitkiem” nie tylko nie doświadczyły niczego budującego, ale odeszły z poczuciem poniżenia. Za ten fatalny stan odpowiadają ministerialne „rekomendacje” i wdrażający je posłusznie prezesi i dyrektorzy sądów. Czy jednak tylko oni?
Za nami kolejny moment przełomowy. 3 lipca 2021 roku weszła w życie ustawa nowelizująca ustawę covidową z 2 marca 2020 roku (Dz.U. 2021.1090). Zgodnie z nią każda sprawa cywilna może zostać rozpoznana na posiedzeniu niejawnym (art. 4 pkt. 1 ustawy nowelizującej). Strony procesu zostały pozbawione uprawnienia, by domagać się posiedzenia jawnego (art. 15 zzs1 pkt 2 ustawy covidowej z 2 marca 2020 roku). Jeśli damy się skusić i będziemy stosować nowelizację w praktyce, to w części spraw nie będzie posiedzenia, na które strony mogły przyjść, spojrzeć w twarz konkretnego sędziego, odnieść się własnymi słowami do jego pytań i wątpliwości, uczestniczyć w postępowaniu dowodowym, a następnie dyskutować o jego wynikach. Nie będzie posiedzenia, na którym sędzia ogłaszając wyrok musiał znaleźć w sobie odwagę, by spojrzeć im w twarz i wyjaśnić, dlaczego wyrok jest słuszny.
W omawianej regulacji decyzję o rozpoznaniu sprawy na posiedzeniu niejawnym ustawodawca oddał w ręce przewodniczącego składu. Dlatego kilka zdań wcześniej użyłem słowa „kusić”. Mamy tu do czynienia z pokusą. Gdy prawnicy jej ulegają, postępowanie sądowe (już tylko z nazwy) staje się zbliżone do postępowania administracyjnego (i to ubogiego). Składamy papier do urzędu, dostajemy papier z urzędu. Nie patrzymy w oczy konkretnej osoby sprawującej władzę, lecz czekamy na decyzję anonimowego kogoś, kto mocą przepisu upoważniony został, by podpisać się pod tym papierem.
Czym tak zapadły wyrok różni się od otrzymanego pocztą pozwolenia na wycinkę podpisanego przez przysłowiową „panią Krystynę” z upoważnienia Wójta? I dlaczego społeczeństwo miałoby płacić prawnikom więcej niż anonimowej „pani Krystynie” z urzędu gminy?
Jeśli damy się skusić, gdzie będzie miejsce na zabieganie o społeczne uznanie? Oczywiście zostają nam uliczne demonstracje, telewizyjne wywiady, strzeliste apele. By dobrze tam wypaść trzeba jednak posiadać naprawdę wiele cnót i umieć to okazać. Te kilka, o których pisałem (mądrość, powściągliwość i empatyczność), znacznie łatwiej zaprezentować na sali rozpraw niż na ulicy lub w telewizyjnym studio. Nie warto więc pozbawiać się tej sposobności. A gdy chodzi o pokusy, którym ulegamy, pozostańmy przy winie i czekoladzie.